Szkoła Starców

Tutaj możecie przeczytać słynne SS ;)



Szkoła Starców


"-Od dziś, mam w nosie Willa, i nie przejmuję się, co mówi Alice! - krzyknęła Lily.
-Ja do Ciebie dołączę. Mam nadzieję, że do czasu balu wszystko się zmieni ;( ..."

W tym momencie Will coraz bardziej się rozkręcał. Całowanie w szyję przyprawiało Alice o dreszcze, jeszcze nigdy nie przeżyła takiej miłości, kochała go bardzo lecz ciągłe bycie całowaną także jej przeszkadzało. Po kilku dniach była już bardzo zdenerwowana. Nie miała już czasu dla Alex i Lily, a to ją najbardziej uwierało. Od dziś jej plan dnia to - szkoła, spacer, pocałunki i mrożona herbata z jagodami, której wprost nienawidziła w przeciwieństwie do Ukochanego.

Środa 9.20 - lekcja angielskiego.

Nareszcie można odetchnąć. Lily usiadła koło Alex, być może dlatego, że miejsce koło Alice było już wygrzane przez Willa. Pani nie bardzo zwracała uwagę na hałasujących uczniów, w tym na Wilhelma Black'a macającego po pupie swoją dziewczynę. W momencie gdy Alice prawidłowo odpowiadała na pytania On wrzeszczał "Brawo! To moja dziewczyna!". To już kompletnie dołowało dziewczynę, która osuwała się na krześle próbując ukryć swój wstyd.
Po lekcjach Will odprowadził All do domu, do którego dodatkowo się wprosił.
-Nareszcie sami. Mam dosyć tych wszystkich par, które tak ogłaszają że są razem... to dobijające...
-Właściwie to...
-Ciii - Will położył palec, którym właśnie przetarł kurz, na ustach Alice.
Ona zdjęła go jak najszybciej, zmarszczyła brwi i odpowiedziała -
-Chciałam Ci tylko powiedzieć, że nie jesteśmy sa... - Will nie dał dokończyć All zdania, z impetem rzucił ją na łóżko i zaczął całować. Najpierw szyję, potem ręce, a na końcu brzuch. Przestał dopiero kiedy Mama Alice po raz drugi mówiła mu Dzień Dobry. Zszedł z dziewczyny, przewrócił oczami i podał kobiecie rękę, którą przed chwilą trzymał pod bluzką jej córki.
-Czemu mi do cholery nie powiedziałaś, że nie jesteśmy sami!? - wrzasnął, gdy Mama opuściła mieszkanie.
-Próbowałam!
-Tak? To chyba Ci nie wyszło! 
-Trzeba było mnie nie całować non stop!
-Tak Ci to przeszkadza!? Może wolisz tak: - Will złapał Alice za koszulkę, uniósł w górę i wcisnął w łóżko, tak mocno, że dziewczyna prawie straciła przytomność. Alice zdruzgotana wybiegła do łazienki, na ramionach miała czerwone ślady rąk. Ich pierwsza poważna kłótnia.
Następnego dnia Will stał pod drzwiami Alice z kwiatami.
-Idziemy do szkoły? - uśmiechnął się jakby nic się nie stało. Ona kochała jego nieco tajemniczy uśmiech.
-Idziemy. - powiedziała lekko się uśmiechając.
W szkole "Willie" wpadł przypadkiem na Steve'a. 
-Mógłbyś trochę uważać? - wrzasnął.
-Ty też mógłbyś się trochę rozejrzeć.
Will nie wytrzymał.
-Ja!? To ty plączesz się po tej szkole, gadasz z m-o-j-ą laską i masz jakieś problemy, a nie robisz nic pożytecznego!
-Will, przestań - Alice mocno pociągnęła go jak najdalej od woźnego.
-Najchętniej bym mu przywalił. Dziad jeden.
Alice puściła rękę chłopaka i odsunęła się od niego. Powiedziała cicho - Muszę iść i pobiegła do klasy. 
Will miał dzisiaj każdego dość, oprócz rzecz jasna - Allci - tak na nią pieszczotliwie wołał, a okazywał to całując ją na środku korytarza.
-Moglibyście sobie już darować. Połowie szkoły zbiera się na rzyganie jak tylko was widzą na horyzoncie. - powitała parę Lily.
-To może ty sobie darujesz te uwagi? Zawsze taka byłaś.
-Skąd wiesz jaka była? - zapytała Alice.
-Bo to moja była dziewczyna!? Lol... 
-Twoja była? Super. Ją też tak macałeś? 
-Oj Alice, daj spokój. To było chwilowe...
-Chwilowe... chwilowe... - Alice zalała się płaczem. Will znowu objął ją tak jak dawniej - delikatnie, z wyczuciem i przede wszystkim miłością.
-Teraz Ciebie kocham, skarbie. - Nie ma to jak wyznać miłość innej, gdy była stoi obok.
-Ja Ciebie także. 

Alice dość szybko zapomniała o całej sytuacji za to Lily wręcz przeciwnie. Leżała na łóżku i próbowała wymazać z pamięci zaistniałą sytuację, bezskutecznie. 
W weekend Will przyszedł do swojej dziewczyny po kilku dniowej przerwie. Zapowiadało się bardzo interesująco. Chłopak wziął ze sobą wielką torbę i zaczął wyjmować z niej świece, wypadło też to, co nie powinno. Alice była lekko zdziwiona.
-Czemu przyniosłeś... to wszystko?
-Chciałem zrobić krok dalej.Zgadasz się? To dla mnie ważne.
-No nie wiem...
-Proszę...
-Dobrze. Możemy spróbować.
-Dziękuję - Will po raz kolejny tak subtelnie ją pocałował. Rzucił się na dziewczynę jak dziki i zaczął ją całować, już nie tak delikatnie, wręcz przeciwnie - przygryzał jej wargi, ściskał jej uda, a Ona po pięciu minutach miała już dość.
-Willie, wybacz. Ale mam już dość. Nie zniosę tego więcej. Całujesz mnie wszędzie, mam wrażenie, że już chcesz mieć ze mną dzieci i planujesz mi każdą minutę życia, do tego jeszcze Lily... to nie ma sensu. Żegnam Cię... 
Will zasmucony w drzwiach dał jej pożegnalny pocałunek w policzek, co oczywiście zaraz przerodziło się w coś namiętnego, więc Alice odepchnęła go i trzasnęła za nim drzwiami.
-Nareszcie wolna!

Alice zadzwoniła do swoich przyjaciółek -
-Alex? Jest koło Ciebie Lily?
-Uhm.
-To idźcie na Vanila Chai.
-Właśnie je pijemy...
-To świetnie, poczekajcie na mnie!
-Ok....

Po zakończeniu rozmowy Alice natychmiast zakończyła zakupy w centrum handlowym i wybiegła na rynek rozglądając się za dwiema dziewczynami popijającymi mrożoną kawę. "Są!" pomyślała gdy zauważyła Alex w  jej luźno upiętym koku i Lily w jasnych włosach powiewających na wietrze.
-Dziewczyny! Zerwałam z nim! - zaczęła Alice dysząc ze zmęczenia. Na stole czekała na nią kawa. - O, dzięki, że dla mnie zamówiłyście.
-No problem.
-Ale jak to zerwałaś? To... super! - zmieniła temat Alex.
-Normalnie! Miałam tak wiele pretekstów, żeby to zrobić, że nie mógł się sprzeciwiać!
-Ale jak to się stało?
-Powiedział, że chce zrobić krok dalej, no to ja się zgodziłam, ale już po pięciu minutach tego żałowałam, więc wstałam, poszłam do drzwi i mu wymieniłam te sto powodów dlaczego ma wyjść i nie wracać!
Tak minęło przyjaciółkom popołudnie. Wszystko było tak jak dawniej!
W szkole natomiast się trochę zmieniło. Pół tysiąca par oczu oglądało Alice, od stóp po czubek głowy. Wszystko było jasne - "Willie" wygadał wszystkim, a nawet jeżeli nie wszystkim, to wystarczyło powiedzieć jego paczce sportowców i Julliet.

 Szkoła Starców 

- Nie od niego zależy?Jak to nie od niego? Przecież pracuje tutaj od kiedy szkoła została założona, więc na pewno ma wpływ na decyzje o zamknięciu szkoły! - krzyknęła Lily rzucając z całej siły plecakiem o ścianę.
-Może faktycznie nie ma nic do powiedzenia? - Alex zapytała znając odpowiedź.
Nagle obok nich przeszła Julliet z Rose -
-Czym wy się tak martwicie - zaczęła Julia - przecież i tak za... raz, dwa... osiem minus... za 20 dni koniec szkoły!
-Potrzebowałaś tyle czasu, żeby policzyć za ile dni wakacje?? - warknęła Lilly.
-Daj spokój, Julliet, to już nawet nie chodzi o nas, tylko o wszystkich innych uczniów, którzy jeszcze będą chodzić do tej szkoły! - odpowiedziała Alice gestykulując.
-Oj tam, inni, inni co się przejmujesz innymi... - powiedziała i zeszła po schodach rozmawiając z Rose.
Alex westchnęła, Lily z wrogością zmrużyła oczy i cała trójka smutnie odeszła pod salę. Koło Alice siedzącej pod oknem przeszedł Will - Alice uśmiechnęła się do niego, a On odwzajemnił jej przywitanie. Wszystko o czym teraz myślały dziewczyny było bardzo ograniczone do kilku zaledwie rzeczy - oceny, bal, co dalej ze szkołą? i... co dalej z nami? Ostatnie pytanie nurtowało je najbardziej, większość z nich wiedziały jakie liceum wybrać, ale nie wiedziały jak sobie w nim poradzą. 

Poniedziałek - 7.47

Dziewczyny powoli szły w stronę szkoły - późną wiosną te okolice słynęły z kwiatów wiśni i malowniczych krajobrazów, były to bez wątpienia najlepsze trzy lata dziewczyn. Teraz, gdy od drzwi dzieliły je zaledwie schody przysiadły na nich, ale żadna z nich nic nie powiedziała, rozumiały się bez słów z całą klasą, która na początku słynęła z głupich żartów i beznadziejnych lekcji. Alex była lekko potargana ubrana w lekką kurtkę w kwiaty siedziała spokojnie ze łzami w oczach wpatrując się w płynące na wietrze płatki kwiatu wiśni. 
-I jak spędziłyście weekend? - zapytała Alex.
-Cały weekend rozmawiałam z Willem, jest o wiele fajniejszy niż myślałam - na twarzy Alice pojawił się delikatny uśmiech.
-Ja weekend przesiedziałam patrząc się w okno... ambitnie, prawda? - powiedziała zasmucona Lily - A już najgorsze jest to, że jeszcze żadna z nas nie ma partnera na ten wielki, cudowny bal... to jest dla mnie jedno z ważniejszych wydarzeń, a okaże się, że będę tylko popijała Colę i kręciła się między sceną a stolikami...
-Jezu! Sukienki! Nie mamy sukienek! - krzyknęła Alice - kto nam uszyje sukienki w... 16 dni?
- Ja spróbuję - Alex cicho odpowiedziała przyjaciółce nie ruszając się z miejsca.
-Zdążysz? Masz mało czasu...
-Dam z siebie wszystko...
W rozmowie przerwał im dzwonek, dziewczyny powoli podniosły się i ruszyły w stronę szatni, gdzie powoli zaczęły zdejmować z siebie kurtki. Atmosfera w szkole zaczęła jej już irytować - wieczna cisza, smutek nauczycieli i te smętne miny mówiące " Ych, cześć... trzymasz się jakoś, bo ja nie".
-Denerwuje mnie wszystko, co dzieje się w szkole od dobrych paru miesięcy. Czemu nie możemy nacieszyć się ostatnimi dniami ? Czemu wszyscy przyjmują to ze smutkiem na twarzy? To w końcu ostatni moment, żeby pożegnać się z murami tej szkoły... - zaczęła Lily wyglądając z szatni na korytarz. Przechodziło tamtędy kilku uczniów, bardzo różniących się od siebie, każdy powoli i delikatnie spoglądał na dziewczynę opierającą się o kraty szatni mówiącej, która mówiła coś do koleżanek stojących za nią. Alex przeszła koło Lily poklepując ją po plecach. Wchodząc do sali od polskiego, w której byli już wszyscy uczniowie, Lily się zatrzymała na środku, zrzuciła plecak i zaczęła mówić -
-Nic nie poradzimy na to, że szkoła zostanie zamknięta, to nie nasza wina. Przynajmniej nie w całości. Dlatego wykorzystajmy ostatnie dni na pożegnania, a nie na łzy, z tym poczekajcie na... bal.
Idąc do swojej ławki każdy mierzył ją wzrokiem - Lily nie była osobą która chętnie występowała przed klasą. Julliet wychyliła się i dość gniewnie spojrzała na rywalkę.
-Ekhem - zaczęła Julliet - to jak, macie sukienki na bal?
-Tak się składa, że Al...
-Cicho - Alex posłała Alice swoje słynne spojrzenie.
-No, jak się składa? Mów.
-Nic. Nie ważne.
-Ważne, chcę wiedzieć co tam u was słychać, ostatnio mało czasu ze sobą spędzamy.
-Dziwisz się...? - cicho warknęła Lily.
-Omg, widzę, że się z wami nie dogadam - Julliet znów schowała się za Alex. Czasami siadała z nią, czasami z kimś innym.

Na przerwie Will złapał Alice za rękę i gwałtownie wciągnął do męskiej toalety.
-Ał, Will, to wiesz, o dziwo trochę boli - zaśmiała się Alice.
On jednak zaczął ją całować i kierować w stronę kabiny.
-Co.. robisz? - powiedziała ledwo mogąc złapać powietrze. 
Gdy znaleźli się w środku, zamknięci, tylko we dwoje i w dodatku z Willem, którego nie wiadomo co trafiło, że zaczął ją tak całować.
-Pójdziesz ze mną na bal?
-Jasne! - Alice zapomniała co działo się sekundę temu i rzuciła mu się na ramiona. Była w szoku, że ktoś zaprosił ją na randkę... jej pierwszą randkę.
W tym momencie do łazienki weszła zdenerwowana Alex, otworzyła drzwi kabiny, wyciągnęła z niej Alice i nie zatrzymując się powiedziała "Musimy pogadać".
-Steve chce, żebyśmy udawały, że go nie znamy! - krzyknęła Alex.
-Will zaprosił mnie na baal...
-ALICE! Uspokój się, nie czas na marzenia o Willu.
-Hej! Will jest mój, ok?
Alex odeszła przewracając oczami. Will złapał Alice od tyłu w biodrach i z powrotem wciągnął ją do łazienki, gdzie dokończyli to co zaczęli.

Na matematyce  Alice położyła się na ławce, którą zaczęła miziać palcem.
-Jest nie dobrze... - zaczęła Alex odwracając się do Lily.
-Z czym? Ze Stevem? Nawet mi nie przypominaj...
-Nie ze Stevem! Z Alice!
-Co z nią nie... - wychyliła się zza ławki i ujrzała przyjaciółkę wpatrującą się w okno i szepczącą -
-Ojej, to przecież wróbelek. Wróbelku! Nie odchodź! Nieee!
-Alice - Alex puknęła ją w plecy 
-Ałaj... słucham?
-Nie mam dla Ciebie sukienki... - zza jej pleców słychać było ciche "Co? Uszyłaś dla wszystkich"
-Nie masz? Oj tam, oj tam, trudnooo....
Alex odwróciła się do Lily -
-Jest - bardzo - źle.

Po dzwonku szybko zbiegły do szatni, chwyciły kurtki i w krzakach czekały na Alice. Minęło 5 minut. Potem 10, a jej nadal nie ma. Po 20 minutach zauważyły przyjaciółkę ściskającą się z Willem. Przystanęli koło krzaków dziewczyn, było to bardzo zaciszne miejsce oddalone od ludzi, a Will zaczął ją coraz namiętniej całować i zaciągać w stronę krzaków.
-Will, no nie przesadzaj - zaśmiała się Alice. On nie odpowiedział.
Szarpnął ją w stronę krzaków i wylądowali na ziemi - Ona na nim. Alex i Lily widziały wszystko z bliska - jak Will próbuje zdjąć Alice bluzkę - Ona na szczęście się nie dała, pozwoliła mu na trzymanie rąk na pupie. Byli tak zajęci, że nie zauważyli jak Alex i Lily wychodzą z krzaków.
-Bosko. Teraz to już na pewno nic nie uzgodnimy z Alice.
-Może pogadajmy z nią o Willu? - zaproponowała Lily
-Mam wrażenie, że się wścieknie jak wspomnimy, żeby uważała na Willa.

Alex połączyła się z Alice na Skype, udawała że nic nie wie. 

Alex: Witaj :)
Alice: (pisze...)
Alice: Cześć :) Wiesz...
Alex: Co słychać?
Alice: Nie mogę gadać... włączyłam komputer, bo Will chciał was zobaczyć.
Alex: Will. Fajnie. Pozdrów go.
Alex jest Niedostępna.
Alice: On Ciebie też pozdrawia (nie pozwoliłam mu wysłać tej buźki :* Haha xD) O, jesteś niedostępna... To Papatki :*

"Papatki!?" Pomyślała Alex patrząc się na ich rozmowę. Postanowiła ponownie się włączyć.

Alex jest dostępna.
Alex: Jesteś jeszcze?
Alice: Tak, mogę chwilę pogadać, Will bawi się z kotem.
Alex: Jakież urocze...
Alice: No wiem! Kitty od razu go polubiła!! Ach...
Alex: Ja właśnie o nim chciałam pogadać... Nie przesadzacie?
Alice Z czym? On mnie kocha.
Alex: Może chce Cię wykorzystać?
Alice: Do czego, do pocałunków?
Alex: Nie ważne.
Alice: Jesteś zazdrosna.
Alex: Nie bywam zazdrosna o kolesi, którzy zaciągają mnie w krzaki...
Alice: Widziałaś!?
Alex: Czekałyśmy na Ciebie, a ty... Eh. Muszę iść.
Alex jest niedostępna.
Alice: Nie rozumiecie mnie, obie!

Alex po rozmowie zadzwoniła do Lily
-Lily, bądź dostępna, muszę Ci coś wysłać.
Po paru minutach Lilly znała całą rozmowę dziewczyn. Podsumowała to kilkoma zdaniami i wyłączyła się. Była tak zdenerwowana, że zdemolowała cały swój pokój. Alice nigdy się tak nie zachowywała, więc dlaczego Will tak na nią wpływa?

Rano Alice stała pod oknem z Willem.
-Wyglądają jak nasz "Oskar i Pani Róża" - stwierdziła Lily.
-Racja. - Alex schowała twarz w ręce - nie myślałam, że kiedykolwiek jej tak odbije. Że niby my jej nie rozumiemy!? No to chyba raczej on...
W tym momencie Alice odwróciła się do dziewczyn i patrząc na nie oboje zaczęli się śmiać.
-Hah. Obgadujemy, obgadujemy, obgadujemy? - zaśmiała się Alex.
-Haha, przetestujmy to na nich.

Weekend. Nareszcie. 

-Ciekawe co porabiają nasze gołąbki...
-Zapytajmy! - Wrzasnęła Alex.
-Zwariowałaś?
-Nie, mam plan.

-Cześć! - Alex powitała parę.
Uśmiech Alice momentalnie zniknął. 
-Cześć...
-Co dziś robicie? Może pójdziemy na vanilla chai?
-Fuuj, nie piję tego, jest obrzydliwe - wrzasnął Will, mimo, że Alice uwielbiała waniliową,  mrożoną kawę, dołączyła do chłopaka-
-Właściwie nie mam ochoty, poza tym, jesteśmy umówieni. 
-Mm... ciekawie, co będziecie porabiać? - Alex nie dawała za wygraną.
-Całować się, ulepszać tę technikę - zażartował Will.
-Ulepszać tą technikę?? - powtórzyła Alex.
-No tak, może zdecydujemy się na coś więcej...
Alex zesztywniała, przeszył ją dreszcz i uciekła od najlepszej przyjaciółki.
-Alex! Zaczekaj - wołała zdyszana Lilly.
-Zdecydują się na coś więcej!? - warknęła Alex.
-Oj tam, Alice się nie zgodzi, nie widziałaś jej miny?
-Nie, myślałam raczej o dzisiejszym śniadaniu, które najwyraźniej chciało ujrzeć światło dzienne.
-A, no to też ciekawa myśl.
Alex posłała jej gniewne i nieco zmęczone spojrzenie.
-Mam już dość. Julliet się z nami nie trzyma, teraz Alice. Oby jej przeszło... Wiem!
-Co takiego?
-Odwiedzimy ich dzisiaj! Wtedy na pewno nie pozwolą sobie na nic więcej!

Alex była w błędzie.
Wchodziły po schodach, liczyły że będzie mama Alice, wtedy tylko wręczą im bombonierkę i wrócą do domu Lily. Alex zadzwoniła do drzwi. Otworzył im potargany Will z koszulką Alice w ręku.
-No to pięknie - szepnęła Alex.
-No wchodzicie? - warknął Will.
-Cóż za miłe powitanie...
Dziewczyny udały się do pokoju Alice, która na szczęście miała na sobie koszulkę... i spodnie... i wszystko co potrzebne do klasycznego ubioru. Will pomagał jej skomponować ciekawe stylizacje.
-Co robicie ? - zapytała Alex przez zęby. Doradzanie w kwestiach modowych było jej działką.
-Robimy stylizacje - powiedział głośno Will. Alice posmutniała i wyrozumiało popatrzyła na Alex.
-Mmm. Fajnie - odpowiedziała Lily.
-Rozgośćcie się w dużym pokoju. - zaproponowała Alice
W dużym pokoju? - pomyślały dziewczyny. Odłożyły torby i wróciły do pokoju. Na kanapie leżały staniki, a Alice najwyraźniej nie miała zamiaru ich schować.Gdy Will zobaczył Alex i Lilly w drzwiach rzucił Alice na łóżko i zaczął ją całować.
- "Riplej" - powtarzała Lily.
-To my się zmywamy.
-I dobrze - warknął pod nosem Will.
-Co proszę!? - zapytała wkurzona Lily.
-Możecie już iść! - Powtórzył.
Lily kopnęła go między nogi i dziewczyny oburzone wyszły z mieszkania Alice.

-Od dziś, mam w nosie Willa, i nie przejmuję się, co mówi Alice! - krzyknęła Lily.
-Ja do Ciebie dołączę. Mam nadzieję, że do czasu balu wszystko się zmieni ;(







Szkoła Starców

-Duch? Czekaj, czekaj. A ty się martwisz, że z nami coś nie tak? Haha, dobre xD - Alice się uśmiechnęła.
-No bo to jest duch! Dobra. Nie ważne, uznajmy, że nie było tej rozmowy.
-Najpierw zaczynasz, a potem nie kończysz.
-Skoro mi nie wierzysz to po co mam kończyć? - Steve odszedł. Tak dziwnie rozpłynął się we mgle.
Alice prześladowało to, co powiedział jej Steve. Nie mogła o tym zapomnieć. Tkwiła na ławce do wieczora. 
Piątek - ranek.
Dziewczyny szły w stronę szkoły. Było pochmurnie, nieładnie i zimno. Wszystko wyglądało smutno i ponuro. Alice otworzyła potężne drzwi szkoły i jako pierwsza do niej weszła. Wiatr wdzierający się do środka rozwiał jej włosy. Lily wpatrzona była w ziemię - myślała nad wieloma rzeczami - ocenami, które zdecydowanie się pogorszyły, nad sprawą ze Stevem no i nad Julliet. Alex zaczęła zdejmować kurtkę w drodze do szatni, spieszyło jej się. Wchodząc do swojej, z różowymi kratami i napisem: IIIc, tylko zawiesiła kurtkę i wyglądając zza drzwi wypatrywała Steve'a. Ale jego nie było. Znowu wsiąkł! To już zupełnie popsuło Alex humor:
-Wrrrr! - Weszła na środek szatni i zaczęła skakać ze zdenerwowania.
Dziewczyny nie zareagowały, smutno spojrzały się na przyjaciółkę i kończyły wkładać trampki. Nawet dzwonek na pierwszą lekcję - polski - wydawał im się cichszy, spokojniejszy. 
-Siadajcie no! - Pani była nie w humorze.
Wszyscy usiedli, ale rozkazem Pani w ogóle się nie przejmowali.
-Piszemy temat - dokończyła.
Wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać, niektórzy nawet śmiać się, a Pani spokojnie dyktowała temat, który przepisywała jedna osoba. 
-Dziewczyny, bo jak poszyłyście, to Steve powiedział mi.. - zaczęła Alice.
-Nie chcę wiedzieć co powiedział - warknęła Lily.
-Ale ja chcę - wtrąciła się Julliet.
-Mało nas to interesuje.
Alex siedziała cicho i patrzyła jak dziewczyny się kłóciły. Miała już wszystkiego dość. Ułożyła głowę na rękach i czekała aż koleżanki umilkną.
-...ale to jest bardzo ważne!!! - krzyknęła Alice
-To mów....
-Steve powiedział, że to co mnie zaatakowało, to...
W tym momencie drzwi sali otworzyły się, a w nich ukazała się Pani dyrektor z pęczkiem papierów w jednej ręce, drugą poprawiała spódnicę pociągając ją w dół - robiła to spokojnie, ale jej dłonie delikatnie drgały, a głos był przyciszony:
-Dzień Dobry - zaczęła. Wszyscy wstali i odpowiedzieli na powitanie.
-Co Cię zaatakowało? - szepnęła Lily w stronę Alice, ale ona dała jej znak, żeby się uciszyła.
Tuż za Panią wszedł... Steve. Ubrany po raz pierwszy w rurki, wojskowe buty i kurtkę w kolorze khaki z przyszywkami. 
-Pierwszy raz widzę go w takim stroju - powiedziała Alex, chyba ciut za głośno, ponieważ połowa klasy odwróciła się w jej stronę i pokiwała, że Alex ma rację.
-Wasz woźny... - kontynuowała - ...Steve, zostanie.
Na twarzach nie tylko dziewczyn, jak i całej klasy pojawił się szeroki uśmiech.
-...ale być może nie na długo, gdyż szkołę prawdopodobnie będzie trzeba zamknąć. - Pani od Polskiego przysiadła i złapała się za głowę, dziewczyny spojrzały się na siebie, a na ich twarzach pojawiły się kropelki potu i oznaki zdenerwowania.
-Ale jak to, zamknąć? - ktoś z tyłu krzyknął.
-Z niewiadomych przyczyn, w szkole dzieją się dziwne rzeczy, a my nie chcemy narażać was na niebezpieczeństwo. Na razie szkoła normalnie funkcjonuje i mamy nadzieję, że tak zostanie. Do widzenia. - Steve i dyrektorka opuściły klasę nie dając szans na zadanie jakichkolwiek pytań. Cała klasa równocześnie usiadła na swoich miejscach, nastąpiła chwila ciszy, a zaraz po niej rozległy się szepty, które z czasem przeradzały się w burzliwe dyskusje. Pani bardzo źle to odczuła - zaczęła tupać nogami, pukać paznokciami w biurko i bardzo się pocić - w końcu opuściła salę.
Dzwonek na przerwę nikogo nie zaskoczył, wszyscy zaczęli wybiegać z sali, czasem nawet ze szkoły - korzystali z okazji. W ten sposób w budynku pozostała jedna czwarta uczniów, w tym jedenaście osób z klasy IIIc. Alex usiadła na podłodze, a głowę schowała w ręce, które zaczęła zaciskać na potarganych włosach. Obok niej dosiadł się pewien chłopak, w którym od dłuższego czasu się podkochiwała.
-Widzę, że ty też nie jesteś zachwycona tą sytuacją... 
-Jestem załamana. Kocham tą szkołę i nawet nie myślę o tym, żeby ją opuszczać - Alex podniosła głowę i spojrzała na Nicka.
-Ja też... - koledzy Nicka zawołali go, a on rzucił w stronę Alex ciche Cześć. I odszedł.
Ciszę i smutek, w którym Alex się zagłębiała przerwały Lily i Alice:
-Nie siedź tak, idziemy do Steve'a. 
Alex uniosła głowę, a nad sobą zobaczyła tłum uczniów. Podniosła się i ruszyła w stronę schowka woźnego.
Steve rozpakowywał swoje rzeczy i nie spodziewał się najazdu pięćdziesięciu ośmiu uczniów.
-Nie odchodź, ani nie zamykaj szkoły. - cichym głosem szepnęła Alice. Steve odwracając się zaczął mówić:
-Alice, wiesz, że to nie ode mnie zal... - odwracając się spostrzegł tłum uśmiechający się z nadzieją właśnie do niego.
-...eży. Cieszę się, że jest wam smutno, mi także, ale to nie ja zamykam tu szkołę. Poza tym, nadal jeszcze ona żyje ;) Musicie mi wierzyć, choć teraz. Jeśli będzie się coś dziać, poważniejszego, wtedy pogadamy.
Zasmuceni uczniowie zaczęli wracać do klas. jako pierwsze odeszły Lily, Alex i Alice. Były bardzo zawiedzione. 


Szkoła Starców

Wtorek - wos.

Dziewczyny siedziały w ławkach i nudziły się jak nigdy: Alice rysowała w zeszycie swoje "EdłarrdoO" - nowe, tajemnicze stworki, Lily... właściwie nie wiadomo co robiła, wpatrywała się w książkę. Nikt nic nie mówił, nie wliczając Pani, ale jej nie ma co wliczać, gdyż mówi tak cicho, że osoby z pierwszej ławki jej nie słyszą :/
Druga lekcja, j. Polski:
Kolejna, nudna lekcja. Przynajmniej dla Julliet, która zawsze robi coś, czego nie powinna. Ostatnio dziurawiła wszystkim gumki, co zdenerwowało Lily. Pół klasy spało.
Geografia:
Julliet nowu się nudziło, więc wykorzystała ten moment i pomazała bluzę Alice ołówkiem. Ona nie wytrzymała:
-Kurde! Julliet! Weź się ogarnij, bo chyba z tobą coś nie tak!
Julliet wzruszyła ramionami i odeszła. Kłótnia się skończyła.

Atmosfera między Julliet, a Lily i Alice była ... ciężka. Wszystko się ostatnio psuło. Alex nie nadążała z pisaniem bloga, do tego zaległości, które musiała nadrobić nie dawały jej spać. Lily wpatrywała się w swoją podziurawioną gumkę do ścierania od czasu do czasu marszcząc czoło i wykrzywiając usta.

Środa:
Dziewczyny idą w kierunku szkoły. Nadchodzi wiosna! ;) Piękne, rozwijające się kwiaty podbudowały przyjaciółki na duchu. 
-Tak! No nareszcie! Doczekałyśmy się wiosny! - powiedziała Alex wąchając świeże powietrze.
-Ehe... - warknęła Lily. Tylko ona była dzisiaj nie w humorze, coś ją gryzło. 
-Lily, co Ci jest? - zapytała Alice.
-Nic... - odpowiedziała wkładając słuchawkę do ucha.
Alex ponuro spojrzała się na Alice i poszła trochę szybciej, przed dziewczyny. Julliet nie było. Lekcje jak zwykle nudne. Po lekcjach dziewczyny zauważyły nadchodzącego Steve'a. Siedziały spokojnie na zielonej ławeczce pod lipą i przyglądały mu się z zaciekawieniem. Na twarzy Lily pojawił się oczekiwany od paru dni uśmiech - cieszyła się, że spotka starego woźnego. Alex usiadła skrzyżnie i przygryzając wargi tylko od czasu do czasu spoglądając na wyłaniającego się ze smug światła Steve'a. Alice za to, częściej spoglądała na Lily, która już zupełnie nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, jej serce przyspieszyło. Dzieliło ich już zaledwie kilka metrów, lecz nie spodziewały się takiego powitania:
-Czyście zwariowały!? - zaczął Stevie.
-Że.. że co? - warknęła Alice. Alex wyjrzała znad magazynu.
-Pogięło was!? Wkradać się do szkoły w nocy!? Nie no... jesteście nienormalne! - mówił coraz głośniej nerwowo obracając się w kółko.
-Uspokój się! - krzyknęła Lily, energicznie wstając z ławki - spotykamy się po kilku miesiącach, a ty na nas wrzyszczysz! Zastanów się najpierw, czy to z tobą wszystko dobrze! - Alex i Alice spojrzały się na siebie. Lily podniosła plecak i odeszła. Alex spojrzała gniewnie na woźnego wzdychając. 
-Eh... - zaczął - po cholerę tam szłyście?
-No, a jak myślisz!? - oburzyła się Alice.
-Fajnie, że chcecie, abym został, ale kurde, mogła was nakryć!
-Jak Ci nie pasuje, to z nami nie gadaj! - Alice powiedziała ze łzami w oczach. Steve spojrzał się na Alex. Ona także patrzyła w jego oczy nie odzywając się. 
-A ty? Też jesteś na mnie zła? - zaczął.
Alex nie odpowiedziała. Zmarszczyła usta, a jej twarz przyjęła smutny wyraz. Podniosła się, chwyciła kurtkę w ręce i odeszła.
-Alice, wysłuchasz mnie?
-Powiedzmy.
-To nie jest takie łatwe, jak Ci się wydaje.
-Tak sądzisz?
-Pamiętasz, to coś, co Cię zaatakowało...
-Nie trudno pamiętać...
-...to był... tak jakby...
- ?
-..duch.



Szkoła Starców :)

Julliet nie mogła przestać wpatrywać się w jakże głębokie i błękitne oczy jej Romea. Julia pochlipywała zjadając ostatnią, szesnastą pralinkę, przez co wydała swoje całe oszczędności. Alex przeglądała magazyny, oczywiście te, związane z modą - o dziwo jej jedynym zmartwieniem była minimalna ilość postów na blogu, a w końcu jutro poniedziałek, szkoła. Alice tylko popijała czekoladę, było tak inaczej... cicho... Dziewczyny czekały na Julię, była już 22.49 a jej nadal brak, trochę się zaczęły martwić, a właściwie Alex i Lily - pomiędzy Alice i Julliet jakoś się ostatnio nie układało. W końcu dziewczyny stwierdziły, że mają już dosyć czekania i rozeszły się do domów. Lily kładła się już spać, była zmęczona po tym całym dniu, gdy wybudził ją telefon:
-Kto dzwoni do mnie o północy!? - Okazało się, że to Mama Julliet:
-Przepraszam, Lily, że przeszkadzam, ale nie wiem gdzie jest Julliet, jest może u Ciebie, dzwoniłam już do Alex, ale tam też jej nie ma... - spytała poddenerwowana.
-Niestety, nie ma jej u mnie...

Poniedziałek - pierwsza lekcja, Religia.

W klasie było strasznie głośno, każdy się po niej krzątał ledwo żywy. Alex siedziała sama i od czasu do czasu zerkała na puste miejsce obok siebie stukając paznokciami w krzesło.
-Alex, spoko, Julliet pewnie jest chora, czy coś, w końcu po północy nie jest zbyt ciepło...
-A co jak jej się coś stało!? No... hm.. nie wiem..
-Myśl pozytywnie, albo w ogóle, tak jak ja - powiedziała Alice.
Alex to przemilczała, spojrzała się tylko trochę dziwnie na Alice wcinającą rzodkiewkę, Ona zaś wzruszyła ramionami i chrupała dalej. W tym momencie na środek sali wyszła Daniele, prawdopodobnie chciała się popisać swoimi szpilkami, trafiła tylko na złą osobę - Alex, która od razu rozpoznała buty, na niekorzyść "Dan", bo buty kupiła na stoisku w Centrum Handlowym, za 25,90 :) Alex szeroko uśmiechnęła się do dziewczyn po wypowiedzeniu magicznej liczby, One zaczęły się śmiać - Lily prawie spadła z krzesła, a Alice prawie zabiła z powodu rzodkiewki xD Daniele spojrzała się na dziewczyny, podniosła jedną brew i czekała aż jakiś chłopak do niej podejdzie i zacznie " gilgotać ". Nic z tego. Żaden nie podszedł, Daniele wyglądała wyjątkowo głupio, mimo iż nawet bez tego była głupia. W tym momencie wszedł Ksiądz - Daniele zaczęła się chichotać, tak jak to ona miała w zwyczaju i prawie robiąc Skip C demonstrowała 15-centymetrowe szpilki. 
-Jezu, jaka ona jest g-ł-u-p-i-a! - podkreśliła swoją wypowiedź Lily.
-Amelio - odezwał się głos Księdza - proszę podejdź tu.
Jak zwykle wszyscy zaczęli się śmiać, Ksiądz miał jakiś uraz do Amellie. 
-Proszę, usiądź tutaj koło mnie i... - ksiądz podsunął jej krzesło, Ona usiadła troszkę dalej - ale, ale bliżej, no nie bój się... nie... gry..zę.. - powiedział to tak, jakby za plecami krzyżował palce, Amellie była cała zestresowana - i przeczytasz ze mną to opowiadanie - dokończył.
Alex spojrzała się na dziewczyny i podniosła brew na znak, że chyba coś z nim nie tak. Dziewczyny miały bardzo dobry humor, dlatego zaczęły się śmiać z miny Alex, kto jak kto, ale ona niektóre miała naprawdę zabójcze.  
W momencie, gdy zadzwonił dzwonek, Amelia momentalnie podniosła się z krzesła, a nauczyciel zmierzył ją c a ł ą wzrokiem. Alex spakowała się i zadzwoniła do Julliet:
-H..halo? - odezwała się zaspana.
-Gdzie jesteś!? Rozchorowałaś się?
-A gdzie mam być?
-Hm, no nie wiem, pomyślmy: W szkole!!?
-Co!? Co ty... 
-Błagam, powiedz chociaż, że jesteś w domu!
-Jestem w... d..o..mu ...
-Twoja Mama się o Ciebie martwi!!
-Tak, wiem, już z nią rozmawiałam, wszystko wyjaśniłam i jest ok...
-Jesteś u niego? - zmieniła temat Alex.
-Oj, tak, było bardzo sympatycznie... - głos Julliet bardzo się zmienił.
-Ale, że co, że... !?
-Nie, spoko, całowaliśmy się...
-I co? I zapomniałaś o szkole, domu, o nas i w ogóle!?
-No bo było tak... bajecznie! 
-Bajeczny, to jest baton!
-Oj, nie bądź zła, przyjdę na trzecią lekcję... zanim się ubiorę to wiesz...
-Zanim się ubierzesz!?
-No... tak... w ubrania, powinnaś wiedzieć co to jest, jak chcesz wstąpić do świata mody xD
-No nie ważne, poczekaj dam Ci Lily, chce z tobą gadać...
-No cześć chorowitku :) - zaczęła Lily zupełnie nieświadoma, że Julia nie jest chora.
-Haha, ale śmieszne... nie jestem chora, wiesz przecież... 
-Aha... a jak tam twój Romeo? ;)
-A... On ma się świetnie... - Julia znowu się rozpłynęła, Lily słysząc to odsunęła telefon od ucha, spojrzała się na niego, zmarszczyła brwi i się rozłączyła, po chwili dodała:
-Pogięło ją, czy co!?

Trzecia lekcja - w-f.

Dziewczyny siedziały w szatni czekając na drugi już dzisiaj wuef i czekały na Julliet. Ona wpadła zdyszana do szatni, wyglądała całkiem nieźle oprócz potarganych włosów.
-Sorry, Julliet, że tak na Ciebie nawrzeszczałam, opowiadaj jak było :) - uśmiechnęła się Alex. Na słowa: Opowiadaj jak było Lily i Alice usiadły obok Julii.
-No, całowaliśmy się i zrobiło się późno no i poszliśmy spać... ja na materacu, a on na łóżku. Trochę się szczerze mówiąc dziwnie czułam, bo mi się tak przypatrywał jak usypiałam... brrrr, dziwne uczucie - Julliet zmarszczyła brwi. 
- I to wszystko? - zapytała Alice, wkurzając tym Julię.
-TAK, to wszystko ://
-I przez to się spóźniłaś? - ciągnęła dalej.
-Zaspałam! No co!? Myślałam, że dzisiaj niedziela.
Kłótnię przerwał dzwonek. Alex zerwała się, gdy Pani wypowiedziała magiczne słowa:
-No dobra dziewczyny, mamy salę, to zagramy w siatkę :)
Alex podskoczyła, Julliet ucieszyła się, mimo, że nawet nie ćwiczyła, Lily posmutniała, za to Alice było zupełnie bez znaczenia, choć wolała kosza. 
Julliet przyglądała się grze siedząc na koźle. Alex udało się zgarnąć do drużyny Alice i Lily - uważała to za pewien sukces, gdyż zazwyczaj każda z nich trafia do innych grup. Grały przeciwko Daniele - to tak zmobilizowało Lily, że zdobyła 10 punktów - nienawidziła jej z całego serca. Trzeba było przyznać, że grały świetnie, nawet Julliet pochwaliła Alice za dolne odbicie.
Dzień skończył się fajnie - dziewczyny kończyły o różnych godzinach ze względu na dodatkowe zajęcia sportowe. Postanowiły spotkać się w kawiarence, na rogu. Kupiły praliny i herbatę... no, może Alex, Lily kupiła same pralinki, Julliet fondue, a Alice gorącą czekoladę i parę pralinek. Tak spędziły wieczór. Nie spodziewały się jednak paru ważnych rzeczy, które już niebawem miały nastąpić...


Szkoła Starców - wielki powrót.


No tak. Trzeba przyznać, że dziewczyny były podłamane tym, że Alice ot tak poszła załatwić sprawę. Bały się - bały się, że wszystko wyjdzie na jaw. Wierzyły w Alice - wiedziały, że wykona tą robotę jak należy, ale jednak nie wiedziały, czy Madeleine będzie tak sprytna i skapnie się kto napisał tą karteczkę....


Dziewczyny od czasu do czasu kupowały w pobliskim kiosku gazetkę "Z życia szkoły! W Gloomsville" Uważały to za porażkę. Alex kiedyś dorabiała sobie tworząc im przeróżne grafiki. W ogóle dbała o estetykę gazetki, zaś Julliet przeprowadzała reportaże - najczęściej z uczniami, czasem z nauczycielami - nie pasowało jej to: ta sama tematyka... n u d y. Lily i Alice uważają, że od kiedy ich przyjaciółki odeszły od pracy w gazetce ona straciła urok. A jednak: Dziewczyny czasami przeglądają bezbarwne strony magazynu, żeby dowiedzieć się o przeróżnych konkursach i tym podobnych. Postanowiły, że jutro pójdą po najnowszy numer - niech stracą. 
Do wieczora było wspaniale! Jak dawniej: Alice wygłupiała się, opowiadała żarty i puszczała muzykę ; Lily zajmowała się przekąskami oraz towarzyszyła Alice ; Alex siedziała na blogu i cicho podrzucała Alice nowe historyjki i jak to ona: grzebała w szafie i wymyślała nowe stylizacje ; no i Julliet: Ona była zapatrzona w komórkę, a konkretnie: pisała do Matthewa. Lubiła to... miała gdzieś, że w tym tygodniu kupuje już 4 kartę za 25 zł! Rozmowa z nim, to dla niej... przygoda (!?) xD
-Zaraz przyjdę - odezwała się Lily. Alex wyjrzała zza komputera i spojrzała się na Alice, ona tylko poruszyła ramionami, na znak, że nie wie o co chodzi. Nawet Julliet wychyliła głowę znad komórki. Ale, co je tak dziwi!? Nie wiadomo, takie już są :D
-Alice - szepnęła Alex - gadaj co wiesz! ;)
-Ja nic nie wiem... jak znam życie to pewnie... - Alice spuściła oczy
-To co? - wrzasnęła Alex
-... pójdzie do kibla :// -Śmiech Julliet był zabójczy: Zaczęła turlać się po podłodze, co skończyło się tym, że z całej siły uderzyła głową w biurko.
-Ta dam! Ta ra ram tam tam! - pisnęła Lily i stając w drzwiach zapytała - I jak?
Na tacy stał Creme Brulee, rogaliki, specjalny cynamonowy sos Lily i jej herbata o smaku mango ( no może nie do końca jej, bo to Julliet ją przyniosła ). Lily pamiętała o wszystkim! Alex kochała Brulee które robiła jej przyjaciółka, Alice uwielbiała rogaliki, a Julliet herbatę - i w ten sposób wszystkie były zadowolone! 
Dziewczyny pousypiały dość wcześnie. 
Rano obudziło je szczekanie psów. Zwlekły się z łóżek, ubrały w to co było pod ręką ( w drodze do kiosku Alex wszystko poprawiała, także dziewczynom ) i stanęły przy okienku:
-Dzień Dobry - uśmiechnęła się Alice pochylając głowę.
-Witam dziewczynki.
-Poprosimy "ZŻSZ" 
-Słucham?
-"Z Życia SZkoły" xD
-O tak, bierzcie! Niezłe rzeczy dzisiaj wypisują!
-Co takiego?
-Podobno ktoś włamał się w nocy do szkoły, ja wam powiadam - dziewczyny nagle pochyliły się do okienka - i ktoś podobno ten puchar zabrał, co mnie dziwi bo i tak wszyscy wiedzą, że to Chińska podróbka, ja nie kupuję na przykład nic co jest Made in CeChaIna...
-Mogła... by... Pani.. no, na temat? - podirytowała się Julliet.
-A, tak, no i wszyscy myśleli, że to Madeleine, ta nowa sprzątaczka, ale ktoś powiedział... hm... kto to był, nie ważne, że to na pewno jakiś uczeń zrobił, no bo po co Madeleine? No może i mają rację, ale ten kto to zrobił, to nieźle to obmyślił... i jeszcze ta plama krwi na podłodze... phi...
-Ja też nie rozumiem młodzieży! Absolutnie! - odezwała się jakaś dama - to zwykłe bydło!
Na to Julliet odparła:
-Ach... to stare pokolenie! - obracając się na pięcie udała się w kierunku jej ulubionego sklepu z ciuchami.
Dziewczyny po drodze śmiały się z tekstu Julliet, tylko Alice była zmartwiona tą sytuacją. 
-Al, nie martw się! - pocieszała ją Alex.
Alex szła przodem - pewnie i zgrabnie. Wymachiwała rękoma, dziewczyny trochę się z niej śmiały bo wyglądała jakby szła po wybiegu, no może wykluczają to, że podskakiwała na swoich koturnach :) W pewnym momencie do Alex zagadała miła, lecz kiepsko ubrana starsza pani, Alex zmierzyła ją wzrokiem z góry na dół, aż w końcu spojrzała w oczy kobiety:
-Przepraszam, czy wiesz może gdzie tu jest gazownia?
-Wie pani co....
Alex rozejrzała się w obie strony, kobieta miała na twarzy zadowolenie gdyż tak! Już za chwilę miała się dowiedzieć gdzie jest jej upragniona gazownia, po czym Alex dodała:
-Nie mam pojęcia ;(
Kobieta spuściła wzrok, smętnie podziękowała i odeszła. Alex jeszcze długo wpatrywała się w jej buty. W końcu Lily ją objęła i powiedziała:
-No już, już, chodź :)
Tym razem to Julliet wyszła na przód. Chciała popisać się przed dziewczynami, odwróciła się do nich i zaczęła iść tyłem mówiąc o nowym chłopaku w szkole. Nagle poczuła jakby z całej siły uderzyła o ścianę, już miał powiedzieć coś czego nie powinna ;)Wstała, otrzepała się i odwróciła uderzając nieznajomego swoimi blond włosami. 
-Co ty sobie myślisz, hę... - powiedziała, lecz widok chłopaka sprawił że się rozpłynęła. Dziewczyny obeszły parę cicho chichocząc. 
-Przepraszam - powiedział chłopak zakładając oklapnięty kosmyk włosów za ucho Julliet.Ona złapała go mocno za ramiona i wpatrywała mu się w błękitne oczy.
-Ju...Juliet jestem :)) 
-Ja Max, miło mi cię poznać...
-Opowiedz coś o sobie :)
-Musimy tutaj? Może... chodź, zaprowadzę Cię w moje miejsce!
Niestety Julia nie dała tak łatwo za wygraną: osunęła się powoli wprost w ramiona chłopaka, nogi miała jak z waty, nie wiedziała co się dzieje. Gdy doszła do siebie chłopak niósł ją na rękach a jego blond włosy powiewały na wietrze. Wyglądały ekstra razem z brązową bluzą, Julia od razu pomyślała, że Alex spodoba się ten chłopak. Gdy doszli nieznajomy nachylił się nad Julliet kładąc ją na kanapie. Ich usta dzieliła zaledwie odległość 10 cm. 
-Jesteś... niesamowity!
Głos nowej koleżanki przywołał chłopaka na ziemię i w mgnieniu oka oddalił się od dziewczyny. Julliet była tym wyrazie speszona. Skuliła się, zakryła kocem i wtuliła w kąt kanapy. Tak rozmawiali do wieczora. Nie można powiedzieć, że była to zwykła pogawędka. Oboje byli bardzo spięci, w końcu Max być może niechcący położył rękę na nogę Julliet. Nic w tym dziwnego gdyby nie fakt, że miała spódniczkę mini. Spojrzała się na niego, uchyliła usta myśląc " No pocałuj mnie wreszcie ". Nic z tego :/ Lecz Julie musiała jakoś zareagować! Złapała rękę chłopaka i mocno ją ścisnęła, on troszkę się uśmiechnął, ale nadal nic! Co się z nim dzieje!? - pomyślała. 


Tym czasem u dziewczyn:


-Ciekawe co tam u naszej Julii... - zaczęła Lily
-Ciekawe jak tam jej Romeo! Chciałabym kogoś poznać :( - Alice posmutniała. Była osobą zamkniętą w sobie. Ufała ludziom, lecz czasem na marne, przeżyła już dwa poważniejsze związki i w obu była zawiedziona. Ona sama myśli, że jej figura to jedna wielka porażka, dlatego chowa się w spodniach i luźnych bluzkach, Alex twierdzi, że robi to zgrabnie ( no może oprócz pieszczoch, które nie pasują do wyglądu Alice ).
-Poznasz, poznasz! - pocieszyła ją Alex. Mimo tego, że nie była wielką optymistką to jednak poza szkołą bardzo się otwierała i bawiła towarzystwo.
-Z tą figurą!? W życiu!!
-Kiedy zrozumiesz, że nie każdemu chłopakowi podobają się wychudzone anorektyczki!!?? Poza tym, uważam że twoja figura jest jak najbardziej ok :) 
-Zaczekacie sekundkę, mój chłopak dzwoni - zaczęła Lily, tak, jakby chciała o sobie przypomnieć. Fakt że Lily ma chłopaka był dość mało istotną rzeczą wśród dziewczyn. W ogóle się nie spotykali, a jednak Lily coś czuła do Sama. 
Alex rzuciła podejrzane spojrzenie w stronę Alice.Chwilę później weszła Lily ze łzami w oczach.
-No wiedziałam :/ Co ci ten wieśniak nagadał? - warknęła Alex.
-Rzucił mnie. 
Nastąpiła niezręczna cisza. Przerwała ją Alice:
-Ale... ale że jak?
-No, zadzwonił i powiedział, że nie chce się ze mną spotykać, a w tle słyszałam jakąś dziewczynę... 
-Co mówiła?
-"Boshe, Sam, jesteś boski" czy coś w tym stylu....
-Zaraz, zaraz... kto jako jedyny w klasie mówi: "Boshe"?
-No jasne że  Daniele! - krzyknęła Alice
-D a n i e l e .... :// No jasne! Mogłam się domyślić ! Od początku roku ugania się za Samem! Wraz z jej koleżankami :(


W tym samym czasie u Julliet:


-To... co robimy? - zaczęła nieśmiało Julia.
-Możemy....
-Tak? - podekscytowała się Julliet.
-.. zagrać w planszówki  !! :)
-Żartujesz sobie, tak? Błagam! Powiedz że żartujesz!! Dobra, ja już nie wytrzymuję! Od początku chcę żebyś mnie pocałował, daję ci przeróżne znaki, ale ty coś taki mało kumaty jesteś! Podobasz mi się i tyle! - Julliet podciągnęła Maxa za koszulkę, odepchnęła pod ścianę i nie puszczając przysunęła się jak najbliżej niego no i w końcu: Zrobiła to, pocałowała nieznajomego i to nie byle jak ;)


Wieczór mijał wszystkim bardzo sympatycznie. Lily oddzwoniła do Sama i nawrzucała na niego za namową Alice. Julliet prawie do końca ściskała i całowała swojego nowego chłopaka, a Alex i Alice cały czas się śmiały! :)


Szkoła Starców :))

Strach nie ustępował, a upiór nadal miał ją w swoich zimnych objęciach. Wtedy zadzwoniła Alex.
 Alice zadrżała, nie wyciszyła przecież tego głupiego telefonu! Duch (czy człowiek, nie wiedziała kim on był) sięgnął do kieszeni Alice i wyjął komórkę. Przyłożył ją do ucha Alice i coś jęknął.
-Alex!!?? To nie najlepszy moment...
-Alice!? Co się dzieje? Głos strasznie Ci drży... Dowiedziałam się, że planujesz iść do szkoły, więc my też tam do ciebie idziemy :) Zaczekasz na nas?
-Nieee!! Zostańcie w domu!!!
-Spokojnie,... zaraz będziemy, hej!
-Niee!! No co za dziewczyny no...
Przez chwilę myślała, że zrobiły najgorszą rzecz na świecie. Po pierwsze: Chciała załatwić to sama, udowodnić, że jest silna. Po drugie: Bała się o nie. Naprawdę
się o nie bała. Skoro złapał ją, z chęcią złapie i je. Jednak telefon od Alex dodał jej odwagi i orzeźwił umysł. Przestała myśleć, że ktoś nadal trzyma
ją zimnymi dłońmi prawie przenikającymi przez jej ciało. Przypomniała jej się lekcja samoobrony w szkole. Ta w poniedziałek. Wtedy Julliet tak śmiesznie się
prewróciła usiłując uderzyć trenera. Alice zaśmiała się pod nosem, wtedy po raz pierwszy wyraźnie zrozumiała ducha:
-Śmiejesz się? Widzę, że dla ciebie to śmieszne...
Ciekawe, czy usłyszała go, bo po prostu powiedział wyraźnie, czy to przez dziewczyny, które wybudziły ją. Ok - powiedziała do siebie Alice - Nie będę tak stać
wiecznie. Podniosła nogę do góry starając się z całej siły docisnąć ją do stopy ducha. Hm, nazywając tego KOGOŚ duchem, nie myślała, że on naprawdę jest duchem!
W jednej chwili jej noga przeniknęła przez jego stopę. Teraz to dopiero się bała. No i co dalej? Przecież nie uczyli jej w szkole: "Jak obronić się przed duchem"
Była wściekła, że nie wykonała zadania tak jak należy. Duch zaciskał ręce coraz mocnej, a ona powoli traciła powietrze. Nagle usłyszała czyjeś kroki.
Wiedziała, że to dziewczyny, półprzytomna zastanawiała się czemu duch ich nie łapie? Nie słyszy ich? Nagle płotno musnęło tył jej głowy, nakrywając
w całości ducha. Rozległ się okrzyk Lily: Jest! I rozkaz Julliet: Lily, podaj linę, szybko!! Alice padła w ramiona Alex nie potrafiąc stanąć na nogi, jedynie
leżąc w objęciach swojej przyjaciółki lekko się uśmiechnęła.
Zeszłej nocy napadało strasznie dużo śniegu. Dziewczyny ułożyły Alice, która wsiadła wraz z Alex na wielkie sanie Lily. Takie czadowe: Na długość ciała,
z oparciem, drzwiczkami i mięciutkim kocem. Tylko Julliet była oburzona, że musi ciągnąć te dwa krówska, a przecież wczoraj kupiła soobie nowe,
zamszowe kozaki. Gdy dotarły do domu Lily ułożyły Alice na łóżku przykładając zimny okład do czoła i masując obolałą szyję popijały gorącą czekoladę -
specjał Lily. Po godzinie 3.00 wszystkie pousypiały...

Ranek - sobota.
Julliet siedziała na poduszce podziwiając figurki Lily po raz 4. Alex powoli się wybudzała, a Lily siedziała w kuchni przygotowując dziewczynom śniadanie.
Jakby nie patrzeć - Lily była wspaniałą przyjaciółką. Tylko w szkole zamykała się w sobie, przegadując przerwy z Alex przy parapecie. Alex już siedziała
przy łóżku na którym leżała Alice. Otwierając oczy znów się uśmiechnęła:
-Oj, dziewczyny... nie wiem jak wam dziękować... - powiedziała pokasłując.
-No, obudziła się księżniczka - szorstko powitała ją Julliet - czy ty wiesz jaka jesteś ciężka? Ciągnąć was z Lily musiałam... więcej się w taką akcję
nie wpakuję. Całe moje kozaki są mokre teraz! Phi...
-Jest wkurzona na cały świat, więc się nie przejmuj - powiedziała Lily stojąc w drzwiach z tacą pełną rogalików i gorącej herbaty z cytryną i miodem.
-Ale ja wam naprawdę strasznie dziękuję, nawet tobie Julliet. Gdyby nie wy, to bym tam zeszła...
-Gdzie znowu zeszła! I tak byłaś w podziemiach! - warknęła Julliet.
-Matko, Julliet, idżże spać, bo nie myślisz w ogóle... - błagała Alex.
-Nie! Nie pójdę! - powiedziła, ładując się pod kołdrę - no to - mruknęła ziewając - dobranoc...
Faktycznie, nie myśli - uśmiechnęła się Alice. ;)
W trakcie gdy Julliet smacznie chrapała, dziewczyny wyciągały z Alice informacje, dlaczego tam poszła. Teraz już wszystko wiedziały. Ochrzaniły ją, jednocześnie się godząc. Lily siedziała przy kominku, w którym skwierczały kawałki osuwającego się drewna siorbiąc herbatę, czym obudziła Julliet. Ona zaś, odezwała się ze łzami w oczach do dziewczyn:
-Matko, przepraszam waass....
-Co ci się stało!??- zdziwiła się Alice.
-No bo tak na was naskoczyłam, a jak śpię tylko 14 godzin to taka jestem ;(
-No już dobrze, dobrze, na razie mamy ważniejsze rzeczy... - powiedziła Lily
-Jaka rzecz jest ważniejsza ode mnie??
-Steve.
Odpowiedź Lily była krótka, ale dała wiele do myślenia. Wszystko tak nagle ucichło, tylko to drewno strzelało nadając jeszcze straszniejszą atmosferę.
-No dobra. Steve jest ważniejszy. Jaki macie plan?
-Zobaczysz... :)

Szkoła Starców :)

-No nie... nie mogę uwierzyć, że Steve odejdzie... - wykrztusiła z siebie Lily łykając resztkę wody.
-On nie odejdzie, Lily. Nie pozwolę mu. Spójrzcie: czy mamy tu kogoś innego oprócz samych siebie? - zapytała Alice.
-Tak... - krzyknęła Julliet nie zdając sobie sprawy z tego, że zrobiła źle.
-No, kogo?
-No... chłopaków naszych... słodkich... :) - rozmarzyła się.
-Może ty masz, ja nie! Dobra, dokończę. Steve był od niedawna najmilszą osobą w tej szkole!
-Wcale  nie!!  - znowu odezwała się Julliet.
-Matko, możesz mi nie przerywać!!??
-Dobra... - Julia ucichła - ale... pani od matmy jest najfajniejsza... - dodała już prawie szeptem i odwracając się pociągnęła Amelię za rękę i odeszły...
-Widzę, że Julliet nie interesuje już Steve - wkurzyła się Alice - no nic. Tak dobrze poznałyśmy Stevea, a teraz miałby odejść!!?? Po paru miesiącach cudownej znajomości??
-Ale Alice, nie zrobisz już nic... trudno... :( - powiedziała Alex.
-Jak to "nic"!? - zapytała z wypiekami ze złości.
Lily szturchnęła ją łokciem podając kolejną butelkę wody - tym razem ostatnią.
-My, jako zespół - zaczęła po upiciu połowy butelki - możemy zrobić bardzo dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o Steve'a! Dużo nam opowiedział.
-Dużo!? - krzyknęła Lily - nie powiedział nam nic! Bo uważa, że jesteśmy "nie gotowe".
-Ja uważam, że jesteśmy - powiedziała oburzona Alice.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie idę. Pójdę pożegnać się ze Stevem, hej....
-A ty, Alex?
-Wiesz... Lily ma chyba rację :( 
-Jasne, widzę, że muszę sama to załatwić - powiedziała bardziej do siebie, bo Alex już odeszła.

Sobota - Julliet się nudzi, Alice obmyśla plan.

-Hello!! Alex, masz ochotę na latte?
-No jasne! Wiesz może co się stało Alice? Nie odpisuje mi na smsy...
-A tam, wczoraj miała focha na wszystkich! Przecież wiadomo, że nie zatrzymamy Steve'a ...
-No, a co jeśli tak?
-To wtedy będziemy się martwić. Oj, Alex przestań tak o tym myśleć...
-Ale może jej się coś stało??
-Nie stało się, jest dorosła! Wiesz co, widziałam tą twoją bluzkę z House'a w odcieniu brązu!!
-Aha, sorry, muszę kończyć. Będę po południu. - powiedziała cicho Alex.

W tym samym czasie Alice nie mogła wyjść z głowy myśl, że jej najlepsze przyjaciółki, nie chcą uratować Steve'a!
-Dobra, skoro nie chcą mi pomóc, to zrobię to sama! - Alice siedziała sama w domu. Podeszła do radia, włączyła na maksa Marilyna Mansona i zaczęła rzucać poduszkami o ścianę. Nigdy nie była tak wkurzona! Rodzice nie chcieli się zgodzić na pieszczochę, laski ją opuszczają w potrzebie, a do tego Steve odchodzi! Miała dosyć tego głupiego świata! Jej plan wyglądał tak:
-Jutro o północy pójdzie do szkoły... - nie mogła dalej nic wymyślić. Sweet Dreams zagłuszało jej myśli. Dobra, podeszła do radia i ściszyła je. Jedziemy dalej -pomyślała.
-Zastawi pułapkę na tą... jak ona ma... Kunegundę, niech będzie. Od dzisiaj tak na nią mówi.
-Wymknie się po cichu i pójdzie do domu. W poniedziałek będzie miała ubaw... a może, lepiej jakby wpakowała Kundzię w bagno? 
-Już wiem!!  - krzyknęła. -Ukradnę ten puchar no...ten najważniejszy! Nikt w całym Gloomsville nie ma takiego! Moment...nikt na świecie takiego nie ma! Otrzymaliśmy go jako najlepsza szkoła. "Najważniejsza rzecz w całej szkole!" - mówiła dyrektorka. 
-Ok, to już wiem co zrobię - Alice zaczęła się podejrzanie śmiać.


Dziewczyny w trójkę spotkały się na lette. Okazało się, że Lily przyszła po płytę "Teddybears". One bawiły się świetnie. Tylko Alice siedziała ponuro patrząc się jak w kominku strzela drewno, w absolutnej ciszy czekała na północ.


-Halo? Alice!? No wreszcie odebrałaś! - głos Alex znacznie się rozchmurzył.
-Tak, ale nie mogę gadać, jestem bardzo zajęta...
-Robisz lekcje o 23.00? :D - zażartowała.
-Nie... nic w tym stylu... - w tle dało się słyszeć szum drzew i dźwięk przejeżdżających tramwajów.
-Co to za szmery? :D Śpisz dzisiaj na dworzu? - dopytaywała Alex.
-Nie, siedzę w domu! Ok!? Muszę kończyć!!! - wrzasnęła Alice.
-Ale... - Alex nie zdążyła dokończyć - Alice się już rozłączyła.


Alice szła przez ponure parki. Liście z drzew już poopadały,a ona - bała się. Naprawdę. Ogarniało ją przerażenie. W końcu doszła do szkoły. Nie miała pewności czy ktoś jest w szkle. Być może Steve pakował swoje rzeczy. Ale zaryzykowała. Obeszła szkołę dookoła i znalazła otwarte okno. Wspięła się i znalazła się w pokoju nauczycielskim. Nigdy tam nie była. Wiatr rozwiewał kartki dziennika - akurat ich klasy. Przez chwilę się przestraszyła, ale puściła to w niepamięć i uchylając drzwi do korytarza po cichu wymknęła się do gablotki z pucharkiem. Rękę owinęła ścierką Steve'a i wybiła szybę. Puchar wrzuciła do plecaka, a pod gablotką rzuciła starannie przygotowaną przez nią karteczkę, która miała wskazywać, że to Kunegunda jest podejrzana. Na skrawku papieru umoczonym herbatą widniał napis:
"uszę jeszcze coś załatwić. Medele... Wil..d.."
Ciężko było się odczytać. Oderwany kawałek uniemożliwił przeczytanie pierwszej litery. Trzeba przyznać, że Alice nieźle to obmyśliła. Zeszła do szatni, żeby tam zostawić kolejne ślady. Nagle usłyszała czyjeś kroki, pomyślała:
"Już po mnie. Steve, albo Medeleine tu jest." Odwróciła się gwałtownie rozglądając nad jakimś schronieniem. Podbiegła do ściany, wcisnęła w róg i czekała. Serce waliło jej jak oszalałe. Nagle zobaczyła cień poruszającej się sylwetki. Była pewna, że z przerażenia wydaje jej się, że postać lekko unosi się nad ziemią. Zamknęła oczy, ale nie było już cienia. Nagle wszystko zaczęło zamierać. Alice usuwała się powoli, aż w końcu znalazła się na podłodze. Gdy się obudziła stała po środku szatni. Bała się. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za rękę, a w garści trzyma jej włosy tak, aby nie mogła odwrócić głowy i zobaczyć kim jest ta osoba. Zaszedł ją od tyłu. Zbliżył głowę do jej ucha i szepnął coś, czego Alice ze strachu nie zrozumiała... kim on jest? Nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że to zły sen...

______________________________________________________
Szkoła Starców nr.1

Dzień jak dzień. Szkoła... trzeba iść..

Alex - z słuchawkami na uszach - to jej znak rozpoznawczy, ubrana w rurki, na fioletowo - czarno. Uwielbiała modę. I oczywiście Jamiego - swój obiekt westchnień.
Alice... Alice była specyficzną dziewczyną, miała ciężki charakter, ale była lubiana. Ubrana cała na czarno, to jej ulubiony kolor :) Warto dodać, że była szalenie zakochana w Davidzie.
Julliet.... nie było momentu, kiedy nie była zakochana :D blondynka z kręcącymi się włosami ubrana zawsze w kolorowe ciuchy. Na pierwszy rzut oka - nie pasowała do grupy, ale tak się tylko wydawało.
Lily - zawsze z deską w ręku. Oczywiście, nie zwykłą deską - czarno biała w zebrę.

Szły w stronę zielonkawego budynku porośniętego bluszczem. Nie można było narzekać na ich szkołę. Wszystko było w niej ekstra... oprócz... woźnego. Był nawiedzony - według dziewczyn i nie tylko. Codziennie witał je chłodnym "Wchodźcie". Za każdym razem to samo uczucie - gdy go mijały przechodziły je ciarki.
Dziewczyny przyszły za wcześnie i jak zwykle się wynudziły, aż do pierwszej lekcji - historii. Tam nie mogłaś zrobić nic innego niż... słuchać :/ Ostatni był polski. Zawsze wyglądał tak samo: Alice - niby słuchała, ale zawsze o czymś rozmyślała. Lily - bawiła się swoim piórem, fakt, było jakieś takie... magiczne... Alex - siedziała z nosem w zeszycie i szkicowała... Julliet - najczęściej wyżywała się na swoich gumkach bezdusznie je podcinając. Zadzwonił dzwonek i wszyscy równocześnie odpychali nogami krzesła usiłując sięgnąć plecak i jak najszybciej stąd wyjść. Niestety... pani sprowadzała ich do szatni. Dziewczyny tego nie znosiły - zapach stęchlizny i ukochany Pan Woźny. No i ten tłum dzieciaków przepychających się do wyjścia. Były zdolne zrobić wszystko żeby uwolnić się z niewoli woźnego.
Zawsze po lekcjach dziewczyny szły do pijalni czekolady. Tak żeby zapomnieć o szkole i na chwilę się wyluzować. Tam omówiły wszystko. W co się jutro ubiorą ( to dotyczyło bardziej Julliet ), no i wymyslały swoją top listę muzyczną. ( a to znowu bardziej dotyczyło Alex i Lily) a Alice... Alice obmyślała plan, jak zbliżyć się do Davida. Ale to co zobaczyły... jeszcze nigdy nie odebrało im mowy. Zawsze gadały jak najęte. Do Wedla wszedł woźny. Tak, ich osobisty upiór.
-Kurczę... dz..dziewczyny, co on tu robi? - zapytała przez zęby Alex.
-Wolę nie wiedzieć... - odpowiedziała Lily starając się zasłonić ręką.
-Kurde, dziewczyny, wiejemy. On tu idzie.
-Julliet, proszę cię, przestań!
Woźny podszedł do stolika dziewczyn, które już były półprzytomne. Świeży umysł zachowała tylko Alice. Ona od początku nie okazywała strachu. Siedziała prosto, popijając swoje kakao i przeglądając "Avanti" Alex. Upiór raczył wykrztusić z siebie informacje, które od samego początku zastanawiały dziewczyny.
-Witam. Mam na imię... Steve. Pracuję w tej szkole od stu... przepraszam, od dwudziestu lat.
-Aha... miło nam... - wykrztusiła  siebie Alex.
-Ma pan do nas jakąś sprawę, że zakłóca nam pan nasz spokój? - Odważnie zapytała Alice. Lily tylko ją szturchnęła, żeby trzymała język za zębami. Najwidoczniej Steve się ostro wkurzył, bo groźnie patrząc na Alice wymamrotał:
-Nie. Nie mam żadnej sprawy. Smacznego kakałka, ALICE.
-Nie wiem, czy mam rację, ale coś mi się zdaję, że on wie o nas coś, czego my nie wiemy...