piątek, 1 października 2010

Szkoła Starców

Dzień jak dzień. Szkoła... trzeba iść..

Alex - z słuchawkami na uszach - to jej znak rozpoznawczy, ubrana w rurki, na fioletowo - czarno. Uwielbiała modę. I oczywiście Jamiego - swój obiekt westchnień.
Alice... Alice była specyficzną dziewczyną, miała ciężki charakter, ale była lubiana. Ubrana cała na czarno, to jej ulubiony kolor :) Warto dodać, że była szalenie zakochana w Davidzie.
Julliet.... nie było momentu, kiedy nie była zakochana :D blondynka z kręcącymi się włosami ubrana zawsze w kolorowe ciuchy. Na pierwszy rzut oka - nie pasowała do grupy, ale tak się tylko wydawało.
Lily - zawsze z deską w ręku. Oczywiście, nie zwykłą deską - czarno biała w zebrę.

Szły w stronę zielonkawego budynku porośniętego bluszczem. Nie można było narzekać na ich szkołę. Wszystko było w niej ekstra... oprócz... woźnego. Był nawiedzony - według dziewczyn i nie tylko. Codziennie witał je chłodnym "Wchodźcie". Za każdym razem to samo uczucie - gdy go mijały przechodziły je ciarki.
Dziewczyny przyszły za wcześnie i jak zwykle się wynudziły, aż do pierwszej lekcji - historii. Tam nie mogłaś zrobić nic innego niż... słuchać :/ Ostatni był polski. Zawsze wyglądał tak samo: Alice - niby słuchała, ale zawsze o czymś rozmyślała. Lily - bawiła się swoim piórem, fakt, było jakieś takie... magiczne... Alex - siedziała z nosem w zeszycie i szkicowała... Julliet - najczęściej wyżywała się na swoich gumkach bezdusznie je podcinając. Zadzwonił dzwonek i wszyscy równocześnie odpychali nogami krzesła usiłując sięgnąć plecak i jak najszybciej stąd wyjść. Niestety... pani sprowadzała ich do szatni. Dziewczyny tego nie znosiły - zapach stęchlizny i ukochany Pan Woźny. No i ten tłum dzieciaków przepychających się do wyjścia. Były zdolne zrobić wszystko żeby uwolnić się z niewoli woźnego.
Zawsze po lekcjach dziewczyny szły do pijalni czekolady. Tak żeby zapomnieć o szkole i na chwilę się wyluzować. Tam omówiły wszystko. W co się jutro ubiorą ( to dotyczyło bardziej Julliet ), no i wymyslały swoją top listę muzyczną. ( a to znowu bardziej dotyczyło Alex i Lily) a Alice... Alice obmyślała plan, jak zbliżyć się do Davida. Ale to co zobaczyły... jeszcze nigdy nie odebrało im mowy. Zawsze gadały jak najęte. Do Wedla wszedł woźny. Tak, ich osobisty upiór.
-Kurczę... dz..dziewczyny, co on tu robi? - zapytała przez zęby Alex.
-Wolę nie wiedzieć... - odpowiedziała Lily starając się zasłonić ręką.
-Kurde, dziewczyny, wiejemy. On tu idzie.
-Julliet, proszę cię, przestań!
Woźny podszedł do stolika dziewczyn, które już były półprzytomne. Świeży umysł zachowała tylko Alice. Ona od początku nie okazywała strachu. Siedziała prosto, popijając swoje kakao i przeglądając "Avanti" Alex. Upiór raczył wykrztusić z siebie informacje, które od samego początku zastanawiały dziewczyny.
-Witam. Mam na imię... Steve. Pracuję w tej szkole od stu... przepraszam, od dwudziestu lat.
-Aha... miło nam... - wykrztusiła  siebie Alex.
-Ma pan do nas jakąś sprawę, że zakłóca nam pan nasz spokój? - Odważnie zapytała Alice. Lily tylko ją szturchnęła, żeby trzymała język za zębami. Najwidoczniej Steve się ostro wkurzył, bo groźnie patrząc na Alice wymamrotał:
-Nie. Nie mam żadnej sprawy. Smacznego kakałka, ALICE.
-Nie wiem, czy mam rację, ale coś mi się zdaję, że on wie o nas coś, czego my nie wiemy...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

no wiesz .. w takim ważnym momencie przerwałaś .. :D MaaaRrrrTaaa