piątek, 22 października 2010

Szkoła Starców

Czwartek. Wolne od szkoły. Dziewczyny idą do centrum.

-Ale się nie mogę doczekać balu!! - powiedziała Julliet.
-Ta, tylko gdzie my znajdziemy fajne sukienki...!!??
-Alex, easy... najwyżej ty nam uszyjesz... :)
-Pogięło cię!? Nie zdążę do soboty!
-A ja mam złe przeczucia co do tego balu... - powiedziała z niepokojem w głosie Lily.
-Rozwiń swoją myśl...
-No, Steve mówił o tych potworach itd. i że TEORETYCZNIE nic nam nie zrobią na balu, ale ja i tak myślę, że coś się stanie...
-Lily! Przejmujesz się nie tym co trzeba, chodź, zabieram cię do Pijalni...

W sklepie z sukienkami...
-Alex, jak bym w niej wyglądała, a w tej? - pytała Julliet
-Dziewczyno, daj mi spokój. Granatowa jest okropna, żółta lepsza...
-Eheś... a ta? Nie... zielona? Fuj... A może ta różowa w róże...?
-...!!!!!!
-Ok,ok... już nic nie mówię.... Alice!! Co sądzisz o tej różowej w różyczki!!!!????

W ten sposób po 6 godzinach w sklepie "Défilé de mode" i 2 godzinach w sklepie "Huile de Rose" z francuskimi perfumami dziewczyny miały już wszystko:
Sukienkę, buty, perfumy, torebki i kosmetyki. Teraz tylko trzeba czekać...


W piątek nic się nie wydarzyło, nie licząc pierwszego pocałunku Alice z Davidem i spotkania z zakrwawionym Stevem. Dlaczego dziewczyn to nie ruszyło? Bo i tak wiedziały, że coś się dzieje, a miały to zostawić w spokoju...


Sobota, wielki dzień. Dziewczyny wyglądały pięknie... O 20:00 przyszły pod szkołę, chłopaki już na nie czekali... Wszystko wydawało się niewiarygodne, bal z ich wymarzonymi facetami-marzenie, a jednak! Wnętrze urządzone było niesamowicie: fioletowo-czarne liście, miały oznaczać jesień, a ciemne kolory i światła spowodowały taką przytulną atmosferę..po trzech godzinach tańca, dziewczyny dowiedziały się czegoś, co spowodowało, że Alice zemdlała i o dziwo nie była to zła wiadomość - to była najwspanialsza rzecz jaką mogły teraz usłyszeć! "Czy chciałabyś ze mną chodzić?" - usłyszała każda z nich i głośno krzyknęła "Tak!!" oprócz Alice, która z impetem upadła na ziemię. 
O północy do sali gimnastycznej wszedł Steve...ale nie był sam. Mogło się wydawać, że to nie możliwe, że woźny we własnej osobie wychodzi z szatni z Samem pod ręką!
-Sam!!?? - krzyknęła z końca sali jakaś dziewczyna.
-Tak, Sam. Jak widzicie - cały i zdrów.
Do Steve podbiegła ukradkiem Alex, aby upewnić się, czy to na pewno Sam.
-C..Co ty zrobiłeś!!?? Sklonowałeś jego ciało, czy jak!?
-Znalazłem go, ale to długo historia, idź się bawić...
-C..Co!? Nie, ja się dowiem!! Nie, sorry... jednak się nie dowiem...
-Haha... to cześć Alex. Pozdrów dziewczyny.
-Ta, cześć....


-Ja go dziewczyny nie rozumiem, staje się bohaterem, znajduje Sama i tak po prostu przyprowadza go na imprezę!?
Lily rzuciła Alex gniewny znak pt. "Tu są chłopcy" i Alex od razu się zamknęła.
-To co, idziemy potańczy...
-Ekhem! Koniec imprezy! Do szatni wszysc... Do domu!
Wszyscy spuścili głowę i udali się do domu. Tylko dziewczynom to nie przeszkadzało - miały chłopaków, swoich własnych!
Ten tydzień był cudowny - czas spędzony z ich chłopakami. Było za pięknie, żeby było prawdziwie... tak przynajmniej myślały dziewczyny. I myślały dobrze... ):

Brak komentarzy: