sobota, 2 października 2010

Szkoła Starców

-To znaczy... co wie? - Spytała niepewnie Julliet.
-No nie wiem, nie wiem... ale musimy się dowiedzieć... - odpowiedziała Alex.
-Sorry, ale na mnie nie liczcie, ja wymiękam!
-No, popieram zdanie Liliy - powiedziała Julliet.
-Wiecie, co? Zostawmy to w spokoju. Facet się przyczepił i tyle, co będziemy rozkminiać jego " pracuję w tej szkole od 20 lat" co nas to obchodzi!? - sarkastycznie zapytała Alice.
-Masz rację, poza tym zbliża się bal jesienny... kurczę... z kim idziecie??
Nikt nie odpowiadał od minuty... wszystkie wpatrywały się tylko w stolik lub w ciastko, które stało przed nimi.
-No ja mam zamiar wyciągnąć Davida! - przerwała ciszę Alice.
- A ja nie wiem... jest tylu fajnych chłopaków w szkole! - odpowiedziała Julliet.
Dziewczyny rozmawiały tak aż do wieczora... zachód był piękny - pomarańczowo - różowe niebo i słońce chowające się za horyzont no i oczywiście rdzawe liście. To właśnie tak bardzo podobało się dziewczynom.
-Ok, laski, spadamy. Jutro sporo lekcji. Trzeba się pouczyć. - zaproponowała Alex.

Dziewczyny obudziły się zmęczone, ale cały czas o czymś rozmyślały... Pogoda nie była za ciekawa: było ciemno i padał deszcz, ale dziewczyny lubiły uczyć się w taką pogodę. W szkole zapalano światła i robiło się tak... ciepło :) Na myśl o pierwszej lekcji wszyscy bardzo się ucieszyli, w końcu to był angielski. Dziewczyny miały super panią od anglika - była młoda, zawsze ładnie ubrana i miała poczucie humoru, lecz dzisiaj... dzisiaj jej humor był znacznie gorszy. Do szkoły przyszła z podkrążonymi oczami, ani razu nie spojrzała się na dziewczyny, a przecież tak je lubiła... Lily od razu, zapytała się czy wszystko w porządku, a gdy pani nie odpowiedziała, wiedziały, że coś jest nie tak... Na przerwie ciągle myślały o Pani od Angielskiego.
-Ja myślę, że to ma jakiś związek z tym, co zdarzyło się wczoraj... - podejrzewała Alex.
-Daj spokój, przecież to tylko woźny, co on mógł zrobić!?
-Alice, mógł zrobić bardzo dużo! On nigdy nie wychodzi ze swojej nory! Zawsze siedzi przy tym stoliku pod oknem i wpatruje się w jeden punkt!
-Racja... to jest chyba gablotka z pucharami, no nie? - zapytała Julliet.
-Może, tego nie wiem. Jak schodzimy do szatni patrzę się tylko w podłogę...
-Dziewczyny, uważam, że przeginacie. Pani ma pewnie jakiś kłopoty rodzinne, a to, że upiór wyszedł ze swojego zakątka nic nie oznacza... - stwierdziła Alice - a w co się ubieracie na bal?
-Nie wiem... - stanowczo odpowiedziała Alex, która i tak nadal rozmyślała o Pani.

-W której sali mamy Polski? - zapytała Lily.
-W 54 albo 56...
-Kurczę, znowu jestem skazana na szkicowanie....
-Taa... a ja kupiłam nową gumkę!!
-Julliet... tylko mi nie mów, że znowu ją poobcinasz!
-To mnie uspokaja....


Polski także rozpoczął się inaczej. Pani weszła do klasy, rzuciła teczkę na biurko z taką siłą, że biurko całe zadygotało.
-"Czy duchy istnieją?"? Co to za temat!? - spytała Alex
-Przecież mieliśmy mieć dzisiaj temat o Tezeuszu!!
-Cisza! - warknęła nieprzyjemnym tonem nauczycielka, na szepcące między sobą dziewczyny - A teraz pytanie, wszyscy patrzą na tablicę!! Czy wierzyć w duchy? Nie! Nie wierzyć! Ci którzy wierzą! Nich lepiej się odwierzą!
-No, mówię, że coś z nimi wszystkimi jest nie tak...
Nauczycielka ciągle opowiadała, że w duchy nie powinniśmy wierzyć. Gdy tylko słychać było dzwonek, nikt nie zastanawiał się, czy czegoś nie zapomniał, po prostu wybiegał z sali jakby gonił go... duch....
Dziewczyny nie były pewne, czy nie zostawić rzeczy w szatni i jak najszybciej nie wyjść ze szkoły, ale tej Pani nie dało się oszukać - zejść do szatni musiały.
W szatni było przeraźliwie zimno. Woźny kręcił się po niej w kółko, aż przeszedł koło dziewczyn. Alice aż odskoczyła gdy otarł się przez przypadek o jej ramię... ten zapach był okropny. Dziewczyny weszły do szatni, nałożyły na siebie kurtki i nie zmieniając butów wyszły z szatni, ale upiór już się nie kręcił, po prostu zniknął.
-Dziewczyny, przecież jak wchodziłyśmy do szatni to on się tu kręcił, a teraz, gdzie go wcięło??
-Alex, spoko, pewnie wyszedł!
-Jak!? Kraty są pozamykane, a przez główne wejście przepycha się masa dzieciaków!
-O Matko! Czyli Steve to duch, aaaaa! :D - zaśmiała się Alice.
Alex tylko zmrużyła oczy i wrogo popatrzyła się na Alice.
-Ok, idziemy! Wedel nas wzywa! :D:D

W pijalni dziewczyny zajęły stolik w kącie. Tym razem zamówiły fondue z mleczną czekoladą...
-Alex, masz ten nowy numer Glamour? - zapytała Alice, która chciała zobaczyć co teraz jest w modzie, żeby móc dobrać odpowiedni kolor sukienki.
Alex pokręciła głową i śmiesznie zmarszczyła usta, na znak, że nie posiada nic podobnego.
-A co? - spytała z ciekawością.
-Chciałam sprawdzić jakie kolory są w modzie....
-Czerwień i fioletowo-niebieski.
-Ahaa... dzięki....
-Jeszcze jakieś pytania dotyczące mody? :D
-Haha, nie :D
-No a co wy na to, żebym założyła tą miętową sukienkę do pół łydki?? - zapytała Lily.
-Tą z odkrytymi plecami? Ekstra pomysł!
-Ale jakie dodatki?
-Czekaj, wyciągnę swoją księgę dodatków :D
Alex włożyła rękę do plecaka i próbowała wymacać swój zeszyt...
-Zobaczcie, jakaś karteczka! Może od Jamiego!!??
-No no.... pewnie zaprasza cię na bal!
-Wolałabym nie iść ze Stevem na bal....
-Co!? To jest kartka od woźnego!?
-Na to wygląda.... prosi, żebyśmy przyszły o północy pod szkołę....

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Wow! To jest genialne... ;)
Strasznie mnie wciągnęło:D

Dąbek! ;]